Kliknij w kubek
i dowiedz się, jak go wygrać!

comments post
Studenckie gotowanie. Proste, smaczne przepisy! Niekoniecznie z ryżem. Kuchnia studencka w najlepszym wykonaniu.

Koncentrat pomidorowy, czyli jak jechałem na Tomatinę

Autor: misiuziu niedziela, 16 października 2011, 11:55 komentarze: (11)
Tak, wiem, że późno to opisuję, ale co miałem zrobić, jak się zdjęć nie mogłem doprosić? Żeby była jasność – nie doprosiłem się. Musiałem osobiście po nie przyjechać ;] Zanim zacznę pisać jak jechaliśmy, gdzie dojechaliśmy a gdzie nie i zobaczyliśmy i dlaczego nie koniecznie Hiszpanie, to na początek przepis (w końcu to blog o gotowaniu :P).

Składniki:
  • pomidor

Przepis jest na soczysty koncentrat pomidorowy. Bierzemy dorodnego pomidora, lekko go zgniatamy i rzucamy w najbardziej uśmiechniętą osobę w koło nas. Pomidor się roztrzaskuję i mamy koncentrat :D.

A teraz opoowieść (albo jak kto woli „bajka”). Plan był następujący – w środę, tydzień przed Tomatiną wyjeżdżamy ze Szczecina, żeby spokojnie zdążyć. Po Tomatinie jedziemy na 2-3 dni do Barcelony i spokojnie dojeżdzamy do Polski. Cała podróż miała zająć tygodnie. A spać w większych miastach mieliśmy u Couchserferów. Plan, że mucha nie siada. Szkoda, że to był tylko plan :P

Jak w końcu zdecydowałem się z kim jadę (wybór na pewno miałem łatwiejszy niż Wojtek, bo zgłosiło się zdecydowanie mniej chętnych i aż połowa była w miarę ogarnięta), dowiedziałem się, że mój idealny plan trzeba trochę zmienić. Otóż Kinga (tu jest biżuteria, którą robi), z którą to jechałem, nie mogła sobie pozwolić na dwa tygodnie wolnego, tylko na tydzień. Więc nie jedziemy w środę, tydzień wcześniej, tylko w sobotę rano. A wrócić musimy najpóźniej na niedziele. W sumie to co do dla nas przejchać 2,5 tyś kilometrów w 4 dni, damy radę :)

Z powodu zawirowań wyjechaliśmy dopiero koło 14:30 . Do wieczora udało nam się zajechać kawałek za ring Berlina – nie było źle, ale dobrze też nie. W takim tempie nie dojedziemy. Pierwszego dnia jechaliśmy między innymi taksówką (tak, jechaliśmy taksówką na stopa), kilkoma vanami i czym jeszcze – nie pamiętam. Jechaliśmy między innymi z panem Hansem Krause, który procował jako elektryk w Afryce, a teraz jest na emeryturze. Dostaliśmy od niego bardzo dobrą mapę Niemiec – bez niej byłoby ciężko. Pierwszego dnia strasznie padała, co znięchęcało – i nas, i kierowców do zabierania nas. Jak już mówiłem, dotarliśmy za ten ring. Na stacji benzynowej, przy autostradzie rozbiliśmy namiot.



W nocy było zimno, mokro i na pewno na zewnątrz czaiły się dziki i niedzwiedzie. Nic to, wstaliliśmy i jechalimy dalej. Jechaliśmy samochodem chłodnią (jest nawet taki kabaret na temat samochodu-chłodni :) ). Dostaliśmy nawet minitorciki z tej chłodni. Były pyszne – szczególnie, że było to nasze śniadanie :) Później w sumie całkiem nieźle nam szło łapanie stopa, tylko zawsze był problem z wysiadaniem. Byliśmy wysadzani zawsze na stacjach za skrzyżowaniem autostrad. Tym sposobem dość mocno musieliśmy zmienić trasę. W jednym z samochodów słuchaliśmy bajek po niemiecku. Z 20 minutowej bajki zrozumiałem, że ojciec zrobił kiełbaskę swojemu synowi ;]

Gdzieć koło 18:30 znaleźliśmy się koło Nurenbergu, tłumacząc na słowa zwykłego zjadacza chleba – byliśmy w czarnej dupie. Mijał drugi dzień, a nam nie udało się nawet Niemiec przejechać. Opcja dojechania do Hiszpanii na czas wydawała się nie realna, więc... zmieniliśmy plany :) W planach teraz była wizyta w Paryżu. Sms do Kuby „Kuba, szukaj nam noclegu w Paryżu”. Pokrzepieni myślą zmiany trasy, pokrzepiliśmy się jeszcze kisielem. I staliśmy tam jakieś 1,5 godziny ;] Ale ktoś nas zabrał! Podwiózł nas w prawdzie tylko kawałek, ale zawsze to coś do przodu.

Już wysiedliśmy i rozglądaliśmy się za miejscem do rozstawienia namiotu, już w sumie je widzieliśmy, ale jeszcze wejdziemy na drogę może się ktoś zatrzyma. Zatrzymał się 3 samochód i podwiózł nas aż za Studgard. Bylismy tak styrani, że zasneliśmy w samochodzie :P

Trafiliśmy na duży parking dla tirów, a ponieważ tiry mogły ruszyć jakoś 22 czy 24 (w zależności, z którym kierowcą gadaliśmy, każdy „znał” przepisy trochę inaczej) to zaczeliśmy szukać polskich tirów. Znaleźliśmy kilka mniejszych aut, gdzie byli bardzo mili Polacy :) Poczęstowali wódką, jedzeniem, a jeden nawet nas przenocował :D Jeden kierowca jechał w stronę Paryża o 4 rano, ale szukaliśmy dalej (a może się jednak uda dojechać do Hiszpanii). Dogadaliśmy się z Węgrem (nie mam pojęcia jak, ale się udało), że jedzie do Marsylii i może nas zabrać. Wyjeżdza o 4 rano. Szybka zmiana planów – olewamy Paryż, jedziemy z Węgrem. Po drodzę zobaczy się czy uda się złapać stopa gdzie indziej :) Pogadaliśmy jeszcze z Polakami, pośmialiśmy się i spać. Na całe 3 godziny :) Spaliśmy w „kurniku”.

O 4 ruszyliśmy w kierunku Marsylii, przed Dijon i Lion. Na pierwszym postoju (chyba koło 8) nie udało się dorwać nikogo, kto by jechał dalej. Więc dalej jechaliśmy z panem Węgrem. Ciężko się z nim rozmawiało :P Gdzieś przed Lionem dorwaliśmy Polaka, który jechał tirem do Marsylii. Pożegnaliśmy się z Panem Węgrem i zmieniliśmy auta. Bardzo miły kierowca (ogólnie, to wszyscy byli dla nas mili), specjalnie dla nas atrzymał się na ostatnim parkingu przed rozjazdem na Marsylie i w kierunku Hiszpanii, żebyśmy mogli złapać kogoś w tamtą stronę. Się udało :) Dojechaliśmy gdzieś koło północy pod Barcelonę.

To był dobry dzień – zrobiliśmy ponad 1300 km (jeśli się nie pomyliłem), byliśmy w 3 krajach, Kinga widziała uzbrojoną kontrolę na granicy (ja nie widziałem, bo leżałem na ziemi :P) i wylądowalismy w Hiszpanii. Czyli kolejna zmiana planów – jedziemy na Tomatinę :) Był środek nocy, a tak cieplutko, że w głowie się to nie mieściło. Spaliśmy na pace w tirze – akurat na pace był transport gąbek, całkiem wygodnie się spało :)


Jechaliśmy jakoś spokojnie już do Valencji. Ostatni miejsce, gdzie staneliśmy łapać stopa – tam spokaliśmy dwójkę autostopowiczów, którzy też jechali na Tomatinę. Akurat wsiadali do auta, bo złapali stopa. Udało nam się dowiedzieć jeszcze w biegu, że w aucie nie ma więcej miejsc. Na koniec gościu się nas pyta:

-Where are you from?
-From Poland.
-Naprawdę? No my ze Szczecina jesteśmy.

A to my łapiący stopa :)


W drodzę powrotnej też ich spotkaliśmy :P Dojchaliliśmy do Valenci i wylądowaliśmy na plaży. Woda cudownie ciepła. Pozwiedzaliśmy troszkę miasto (tylko ile się dało w tak krótkim czasie), zjedliśmy kolację i poszliśmy kimać w namiocie na plaży. Ktoś na chama próbował nam się wbić dwa razy do namiotu, ale jakoś dotrwaliśmy do rana. Przed wschodem słońca jeszcze kąpiel w morzu :) Jakoś się ogarneliśmy, dwa razu do policji usłyszeliśmy, że nie można rozbijać namiotu na plaży (poinformowali nas o tym, grzecznie przeprosili i sobie poszli) i pojechaliśmy komunikacją podmiejską do Buñol.

Ogólnie w Buñol panował chaos. Mnóstwo ludzi, mnóstwo śmieci i kompletny brak organizacji. Ale za to wszyscy byli uśmiechnięci i weseli :) Udało mi się jakoś wbić w tłum i nawet rzuciłem kawałkiem pomidora - tylko kawałkiem, bo byliśmy za daleko od centrum rzucania i docierały do nas już resztki pomidorów. Tomatina pachnie pomidorami i potem! Spotkaliśmy tam Polki, które pracują w Anglii, jakiemuś anglikowi tłumaczyłem co znaczą polskie przekleństwa (bo tylko to znał po polsku). Ogólnie było fajnie i przyjemnie, cieszę się, że byłem, ale drugi raz bym nie pojechał. Tomatina jest przereklamowana albo po prostu nie dla mnie. Przeraził mnie ten cały tłum.

Po wszystkim wypiliśmy wino siedząc na ławeczce, umyłem się w fontannie i ruszyliśmy w stronę domu. Na początku zabrali nas "crazy espaniol" - tak o sobie powiedzieli. Dawno nie widziałem tak naćpanych gości, ale przynajmniej byli pełni radości :P Wysiedliśmy jak tylko się dało, czyli wylądowaliśmy pod Valencją. I tego dnia nie udało nam się złapać żadnego innego stopa. Komunikacją miejską dotarliśmy już do Valencji, a potem już za Valencję, niedaleko wjazdu na autostradę. Pół autobusu pomagało nam się dogadać z kierowcą autobusu, gdzie my chcemy jechać :P

W samej Hiszpanii strasznie się łapie stopa. Ludzie jacyś niekumaci są w tej sprawie. W dużej części podwoziły nas Hiszpanki :) I obcokrajowcy. Raz zabrały nas 3 Hiszpanki, praktycznie od razu stwierdziliśmy - "crazy espaniol" wersja kobieca. Na szczęście nie były naćpane, tylko po prostu wesołe. Jedna była pod Krakowem na jakiejś wymianie szkolnej. Powiedziała nam, że bardzo lubi kluski :D

Na stacjach benzynowych dostawaliśmy za darmo wrzątek oraz klucze do pryszniców - chyba wyglądaliśmy jak 7 nieszczęść :P Granicę i jeszcze spory kawałek przejechaliśmy tirem z polskim kierowcą. Jakieś 4 tygodnie był już w trasie - masakra. Dotarliśmy do jakiegoś dużego parkingu, chyba przed Lionem, załatwiliśmy sobie transport na 2 w nocy i zaczęliśmy z kierowcami weekend. Obok był Lidl z tanim piwem ;] Ogólnie słoneczko, trawka, obiad i piwko. I tak siedząc, spotkaliśmy znajomych Kingi - Mieszka i Asię. Pogadaliśmy, Kinga się zestresowała, że musi jechać i załatwiła transport - na oczy spaniela :P Miły kierowca poczęstował mnie piwem, więc kładłem się już lekko uhahany :P Następny tir z samego rana. I rozmowa:

-Podwiezie nas Pan kawałek?
-Jaki, kurwa, Pan? Żeby być Panem trzeba mieć kasę albo władzę. Ja nie mam ani jednego, ani drugiego. Sebestian jestem.

Wylądowaliśmy gdzieś pod granicą francusko-niemiecką po stronie Francji. Obskoczyliśmy wszystkich kierowców - nikt jakoś nie chciał jechać. Staliśmy już na drodze łapiąc stopa, gdy nagle zaczął nas wołać Rosjanin (kierowca tira, z nim też wcześniej gadaliśmy :P). Więc sprint na 400m z 15kg plecakiem i jesteśmy koło niego. Mówi, że przyjechał autobus miejski i kierowcy mówią po Polsku. Był to autobus podmiejski z Barcelony, a Panowie go właśnie kupili i jadą nim do Katowic. O tak wyglądał mniej więcej:


To dla osób z Katowic (np. Aliny), że ja spałem na podłodze autobusu, którym teraz jeżdżą :P To była dość długa jazda, praktycznie bez przystanków. O 2 w nocy z soboty na niedziele wylądowaliśmy na Bielanach we Wrocławiu. Do 6 rano czekaliśmy na autobus miejski. A tam pociągami pojechaliśmy do domu (albo przynajmniej w ich kierunku). Podobało mi się pożegnanie :D

-Kinga! Fajnie, że ze mną pojechałaś, ale mam Cie dość.
-Ja Ciebie też!
I przybicie żółwika.

Jakbyście chcieli obejrzeć zdjęcia, to tutaj są. Zdjęcia prawie w całości robiła Kinga. I kupujcie u niej biżuterię! Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Dodaj komentarz

Tuńczyk z risotto

Autor: misiuziu środa, 5 października 2011, 11:36 komentarze: (5)
Ahoj żeglarze! Tfu, studenci :) Nareszcie coś piszę, bo na pewno tęskniliście :) W ramach wstępu napiszę, że byłem z Wojciechem pod żaglami (tutaj możecie sobie poczytać jak było). Iiiii mogłem sobie pogotować, na zmiene z Wojtkiem. Głównie żywiliśmy się cebulą, konserwą i cebulą :) I jeszcze makaron. Ja natomiast chciałem zrobić risotto zainspirowany przepisem Rynn.  

Składniki:
  • ryż
  • groszek
  • marchewka
  • kosta rosołowa z wołu
  • tuńczyk z oleju
  • dużoooo cebuli
  • czosnek

Do garnka wlewamy trochę wody (nie za dużo) i rospuszamy tam kostkę rosołową. Wrzucamy posiekaną marchewkę i trochę ją wcześniej gotujemy (przed wrzuceniem ryżu). Ja tego nie zrobiłem i była lekko twardawa. Później dorzucamy ryżu. Prawie cała woda powinna być wciągnięta przez ryż, dlatego trzeba uważać, żeby nie wlać jej jednak za dużo. Jak się ryż robi za gęsty to dolewamy po trochu wody. Trzeba to (przynajmniej w moim przypadku) dość często mieszać, bo ma tendencję do przyklejania się do dna garnka. Gotujemy aż ryż osiągnie pożądaną miękkość. Przed końcem dorzucamy groszku konserwowego. Na patelnie wrzucamy tuńczyka w oleju, pokrojoną cebulę oraz czosnek. Cebula powinna być w ogromnych kawałkach, żeby później chrupała pod zębami (tylko raz jedliśmy w pełni miękką cebulę :P). Podsmażamy to na patelni i dodajemy przyprawy (dużo pieprzu). Później to już tylko szama :) Mniej więcej wyglądało to tak:












A na koniec wywiad z Wojciechem na temat cebuli i nie tylko :) (jak go namówie do śpiewania piosenki o dziku przed kamerą to na pewno to zamieszczę).



Ja też pozdrawiam Alinę z Katowic :D

Zbrudzone naczynia i nie tylko:
  • garnek
  • deska i nóż
  • patelnia
  • łyżka do mieszania
  • zestaw do jedzenia (talerz + łyżka)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Dodaj komentarz
ananas (3) aromat do ciasta (2) bagietka (3) bakalie (1) banany (2) bazylia (1) biała fasola (2) białka (1) bita śmietana (1) boczek (11) boczniak (1) bób (1) brokuły (2) brzoskwinia (1) bulion (1) bułka (5) bułka tarta (13) buraki (1) cebula (46) chili (4) chińszczyzna (1) chleb (13) chleb razowy (1) chrzan (1) ciastko (1) ciasto francuskie (3) ciemna fasola (1) cola (2) cukier (31) cukier puder (5) cukier waniliowy (6) cukierki (1) curry (2) cynamon (5) cytryna (8) czekolada biała (1) czekolada gorzka (7) czekolada mleczna (3) czereśnie (1) czerwona fasola (2) czosnek (35) drożdże (10) dżem (1) fasolka szparagowa (3) gałka muszkatołowa (1) gotowanie na kolanie (4) goździki (2) granulat sojowy (1) groszek (7) gruszka (1) grzanki (1) grzyby (2) grzyby suszone (1) herbata (2) herbatniki (2) imbir (2) jabłko (9) jajko (62) jogurt (1) jogurt grecki (1) jogurt naturalny (2) kabanosy (1) kakao (6) kalafior (1) kapusta (3) kapusta kiszona (3) kapusta pekińska (4) karkówka (1) kasza manna (5) kaszanka (1) keczup (4) kiełbasa (16) kminek (2) kolendra (2) koncentrat pomidorowy (9) konserwa (1) koper (2) korpus z kurczaka (1) kostka rosołowa (24) kotlet schabowy (1) kotlety sojowe (2) krakersy (1) krewetki (1) kukurydza (7) kurki (1) kuskus (1) liście czarnej porzeczki (1) liść laurowy (1) lód (3) lubczyk (1) łopatka (1) łosoś wędzony (1) maggi (1) majeranek (2) majonez (8) mak (1) makaron (27) marchewka (12) margaryna (8) marihuana (1) marmolada (1) masło (36) mąka (44) mięso (2) mięso mielone (8) mięta (1) migdały (1) miód (3) mleczko kokosowe (1) mleko (20) mleko w proszku (1) mozzarella (1) mózg (1) nachos (1) nać pietruszki (1) naleśniki (3) ocet (1) ocet winny (1) ogórek (5) ogórek kiszony (4) olej (75) oliwa (7) oliwki (4) oregano (1) orzechy laskowe (1) orzeszki solone (1) otręby (2) owoce (1) paluszki rybne (1) papryka (16) parówka (5) patenty (9) pieczarki (12) pieprz (9) piersi kurczaka (19) pietruszka (6) piwo (4) płatki migdałowe (2) pomarańcza (3) pomidor (17) pomidory w puszce (1) pomidory w zalewie (2) por (3) predanie (8) proszek do pieczenia (16) przyprawa gyros (2) przyprawa meksykańska (1) rodzynki (2) rozmaryn (2) rum (1) ryba (1) ryż (16) sałata (2) schab (1) seler (1) ser (19) ser feta (4) ser pleśniowy (3) serek homogenizowany (1) serek topiony (1) serek wiejski (1) sezam (1) słodzik (1) słoiki (1) słonina (1) smalec (5) soczewica (1) sok (5) sok pomarańczowy (1) sok pomidorowy (1) sos boloński (1) sos czosnkowy (1) sos pomidorowy (2) sos sałatkowy (1) sos sojowy (1) sos vinaigrette (1) sos z torebki (1) sól (11) spirytus (2) surówka (2) suszone pomidory (1) syrop wiśniowy (1) szalotka (1) szałwia (1) szczypior (2) szpinak (4) szynka (4) śledź (1) śmietana (17) śmietanka (4) śmietanka 30% (3) tabasco (1) trat pomidorowy (2) truskawki (5) tuńczyk (3) twaróg (4) tymianek (2) tzatziki (1) vegetta (1) wafle (2) warzywa (4) warzywko (4) wino (6) wino białe (1) wiórki kokosowe (1) wiśnie (4) włoszczyzna (7) woda (13) wódka (5) zacierka (1) zasmażka (2) ziemniak (19) zioła prowansalskie (2) zioło (1) zrazy sojowe (1) zupa w proszku (1) zupka chińska (2) żeberka (1) żółtko (1)
A niby kto to ma być?